„Szła magiczka przez porębę pogryzły ją żmije. Wszystkie gady pozdychały, a magiczka żyje”
Kobiet
się o wiek nie pyta. Szczególnie jeśli wymachują rzeźbioną laską, a suknia, w
którą są ubrane, zdaje się być wzorowana na średniowiecznych obrazach. Z tą
różnicą, że to nie malowidła stały się inspiracją ubioru. Posiadaczka gorsetów
z głębokim dekoltem oraz dzwoneczków przyszytych do połów spódnic istniała,
kiedy Leonardo da Vinci pociągnięciami pędzla wypełniał wszystkim znany uśmiech
Mona Lisy. Była także przy pierwszej krucjacie. Można śmiało rzec, iż gdyby nie
czarodzieje z Zachodu, losy świata potoczyłyby się całkiem inaczej.
Gdzie
jest Zachodnie Królestwo, zapytasz pewnie? Soachn, Jezioro Jas? Wszystko to
przeobraziło się, z czasem zmieniono nazwy. Jeżeli jednak zapytasz
jakiegokolwiek goblina albo krasnoluda (o ile tylko broda jego sięgać będzie
poniżej pasa) bez problemu wskażą ci odpowiednie miejsce na mapie. Niektórzy
niechętnie, bowiem wciąż mają w pamięci bitwę na Uschłych Polach, gdzie śmierć
zebrała ogromne żniwa, a niektóre Żmije, albowiem tak poczęto później nazywać
ludność zza Brzegu, nie uciekły się przed niczym. Płonęły dzieci, kobiety,
staruszkowie i niedołężni. Nikt nie ocalał przed sierpem i choć osób będących
tego przyczyną było niewiele, winą obarczono wszystkich. A szczególnie
czarodziei.
Nikt
nigdy nie zapomniał. Dużo zostało wygnanych, jeszcze więcej zginęło w imię
sprawiedliwości. Choć wojna w zamierzeniach miała rozwiązać spory, stworzyła
nowe problemy. Dochodziło do buntów, nikt nie czuł się bezpieczny. Królowie
uciekali w góry, poddani zabezpieczali się jak mógł. Niegdyś żyjące w pokoju
krasnoludy i elfy, toczyły ze sobą krwawe walki, zaś ludzie zostali uznani za
podrasę oraz traktowani na kształt makabrycznej rozrywki. Nikt nie przejmował
się, kiedy spalano całe wioski. Z czasem przeszło to do porządku dziennego.
Dopiero
niedługo po upadku Bizancjum, półtora wieku po pamiętnej bitwie, rozegrała się
walka, na kartach historii zapisana jako Ostateczna. Czarodzieje z całego
świata zebrali się ponownie na Zwiędłych Polach. Syliv z Soachn stanęła u boku
najlepszych. Na początku było ich dwudziestu jeden, ostało trzech, w tym ona. W
trakcie kolejnych kilkunastu lat pokój zapanował na nowo.
Od
tego czasu podróżowała. Przenosiła się z miejsca na miejsce, posiadała nową
wiedzę, poznawała kultury, języki. Tkwiła z dala od nowych wynalazków, czas
zdawał się nie płynąć. Szukała zacisznych miejsc na najwyższych szczytach,
chowała się w lesie. Uciekała od świata, podczas gdy ten z czasem zaczął
zapominać o Trójce, a także o samej bitwie. Ludzie przejęli panowanie i jakby w
odwecie za dawne krzywdy, odepchnęli inne stworzenia, traktując je jako zbrodnie
przeciw bogom, wykluczając z opowieści. Większość zostało wymazane.
Wreszcie
udało jej się dotrzeć do Nowego Jorku. Korzystając z dawnych znajomości udało
jej się zostać członkiem BBPO, gdzie po kilku latach objęła urząd szefa
Wydziału Magii.
Znana
ze swego temperamentu oraz zamiłowania do udowadniania ludziom, iż są w
błędzie. Honorowa pedantka uzbrojona w niezmierzone pokłady cierpliwości. Naprawdę
ciężko wyprowadzić ją z równowagi. Zgryźliwa, ale jedynie dla zabawy. Naprawdę
pomocna i otwarta. Ostatnio zrezygnowała ze swego starego stylu na rzecz większej
dyskrecji, tym samym nie ciąga już ze sobą drewnianego kija. Włada ogromną
wiedzą. Już przed Ostateczną Walką była związana z dwoma z pięciu żywiołów.
Teraz jest w trakcie poznawania czwartego.
Własną
dumę stawia ponad wszystko inne. Czasem można odnieść wrażenie, że ego zdążyło
przerosnąć już ją samą. Mimo to każde słowa krytyki przyjmuje do siebie, by móc
dobrnąć do perfekcji. Pomimo setek lat na ziemi nadal nie potrafi określić sama
siebie.
Syliv z Soachn
znana bardziej jako
Florence McHalffey
szefowa Wydziału Magii l czarodziejka, niegdyś podróżniczka z Zachodniego Królestwa i zza Drugiego Brzegu
Jeziora Jas l nazywana przez niektórych Trzecią l Trzecią Żmiją, tak dokładniej
[Witam i zapraszam do wątków oraz powiązań. Cytat na początku autorstwa Andrzeja Sapkowskiego. Wizerunku użyczyła prześliczna Scarlett Johansson.]
[jakiś wątek? Musisz ponieść karę za to że zakryłaś moją kartę! Żartuje oczywiście.]
OdpowiedzUsuń[Uwielbiam to imię <3. Wątek z Alice?]
OdpowiedzUsuń[ok. To Ja zacznę. Tylko że jestem na telefonie więc zajmie mi to chwilke.]
OdpowiedzUsuń[Może być coś w związku z mocami Alice ^^. Może wydział magii by się nią interesował z jakichś powodów?]
OdpowiedzUsuń[jasne, że może być ^^ Ale się rozpisałaś, nie wiem, czy uda mi się na tyle samo, aczkolwiek postaram się ;P.]
OdpowiedzUsuńAlice uwielbiała Nowy Jork. Po pierwsze, tutaj się urodziła i wychowała, przez co żywiła do tego miasta spory sentyment. Bardzo brakowało jej go, kiedy zmuszona była wyjechać i obojętnie, gdzie pomieszkiwała, często zdarzało jej się myśleć o Wielkim Jabłku. Po drugie, miasto to zawsze tętniło życiem i było tutaj tylu ludzi, że łatwiej było jej zachować anonimowość aniżeli w mniejszych miastach i miasteczkach.
Rzadko kto zwracał na nią większą uwagę, ruda nauczyła się jednak poruszać po mieście dyskretnie i nie przyciągać wzroku. Nie wyróżniała się jakoś szczególnie, ale o to jej właśnie chodziło, żeby jak najlepiej wtopić się w otoczenie. Nie nawiązywała też znajomości, nikomu nie ufała i przede wszystkim, ukrywała swoje zdolności, choć czasem niestety zdarzało jej się tracić nad nimi kontrolę.
Akurat szła sobie spokojnie ulicą, pogrążona w myślach, kiedy nagle poczuła na ramieniu czyjąś rękę. Zganiła się w myślach za nieostrożnośc, po czym pospiesznie wyrwała się i odwróciła, dostrzegając za sobą nieznajomą kobietę.
- Czego ode mnie chcesz? - spytała nieco bezczelnie, lustrując tamtą uważnym spojrzeniem oczu barwy płynnego złota.
[Spoko ^^. Po prostu nigdy mi nie wychodzą elaboraty na stronę worda ^^. I wybacz, że Alice jest taka dzika]
OdpowiedzUsuńAlice rzuciła jej szybkie spojrzenie, a w jej oczach czaiła się panika. Nie zamierzała nigdzie iść z tą kobietą. Ona nie ufała nikomu, poza tym panicznie bała się tych wszystkich organizacji poszukujących ludzi z nadprzyrodzonymi zdolnościami. A wiedziała przecież, że takowe istnieją. I nawet parę razy udało jej się im wymknąć. Tylko swojemu sprytowi i podejrzliwości zawdzięczała to, że jeszcze nie zaciągnięto jej do żadnej organizacji i nie eksperymentowano z jej zdolnościami.
Skrzywiła się, odsuwając się od nieznajomej.
- Co? - spytała z niedowierzaniem. - Ja nigdzie nie idę, zostaw mnie!
Pod koniec już podniosła głos, ale nie zamierzała nigdzie iść. Wątpiła, aby czekało ją tam coś dobrego i nawet fakt, że nieznajoma się przedstawiła, nie uspokoił jej nieufności.
Odsunęła się jeszcze kilka kroków, zastanawiając się nad jakąś możliwością ucieczki.
Alice bardzo się bała, co było chyba całkiem oczywiste po jej przejściach. Już kilka razy prawie została schwytana, ostatnim razem nawet zmuszona była rzucić się do rzeki, byle tylko uciec. Wtedy jej się udało, nie wpadła w niczyje łapska i udało jej się dostać do NY.
OdpowiedzUsuń- I tak ci nie ufam. - powiedziała cicho, a jej głos drżał. - Skąd mam wiedzieć, czy po wszystkim tak po prostu pozwolicie mi odejść?
Widziała, że kobieta idzie za nią, najwyraźniej próbując zmniejszyć dystans, ale Ruda wycofywała się do tyłu coraz szybciej, co chwila oglądając się przez ramię.
Nie miała pewności, czy kobieta mówi prawdę. Wszyscy zapewniali, że nic jej nie zrobią, nawet kiedy gonili ją po całym mieście i próbowali wpakować do bagażnika.
[Powiązanie mi pasuje, nawet bardzo. Jutro (czy już raczej dzisiaj) zacznę wątek, jak tylko prześpię parę godzin, bo mój mózg trochę odmawia mi posłuszeństwa
OdpowiedzUsuńDante]
Alice spontanicznie postanowiła udawać, że nie ma zielonego pojęcia, o co chodzi.
OdpowiedzUsuń- Ale czego wy ode mnie chcecie? Przecież nic nie zrobiłam. - powiedziała, stojąc w miejscu. Nie zaczęła uciekać, ale też nie podeszła do kobiety. Wolała zachować stosowny dystans i poprzestać na lustrowaniu jej oczami barwy płynnego złota.
Zastanawiała się, czy kobieta wie o jej zdolnościach. Pewnie tak... Może jednak te momenty utraty kontroli jakoś wyszły na jaw? Różne organizacje tylko czyhały na potknięcia takich jak ona.
Pewnie, że chciała spokoju. Zazdrościła zwykłym ludziom ich beztroskiego życia, swoim rówieśnikom tego, że ich największym zmartwieniem są oceny, ciuchy i spotkania ze znajomymi. Ona musiała ciągle się ukrywać i uciekać, nie mogła nawiązywać znajomości ani zatrzymać się nigdzie na dłużej niż marne kilka miesięcy.
Była odmieńcem.
Może i kobieta miała rację, przynajmniej pod pewnymi względami. Alice nie potrafiła panować nad swoimi zdolnościami i uważała je za swoje największe przekleństwo. te umiejętności zniszczyły jej życie i przekreśliły szanse na normalną, szczęśliwą przyszłość. Zostało jej tylko ciągłe uciekanie i niepewność.
OdpowiedzUsuńWidziała zdenerwowanie nieznajomej. Była wyraźnie zniecierpliwiona zachowaniem i nieufnością Alice, jednak rudej bardzo nie spodobało się to, że tamta tak bardzo się zbliżyła.
- Chcę mieć po prostu spokój. Zostawcie mnie. - mruknęła w końcu. Zaskakująca trafnośc wypowiedzi nieznajomej skutecznie pozbawiła ją większości argumentów.
Cofnęła się jeszcze kawałek, jednak wyłożyła się na pękniętej kostce chodnikowej i upadła na ziemię.
Zaklęła cicho w myślach.
Alice niby już od kilku dni miała te swoje dwadzieścia jeden lat, ale czasem wciąż zachowywała się jak dziecko. Pewne cechy jej charakteru nie uległy zmianie nawet po ucieczce z domu. Ruda wciąż miała ognisty temperament, była uparta, przekorna i bardzo nieufna.
OdpowiedzUsuńNie miała ochoty wstawać, ani tym bardziej nigdzie iść z tą dziwną kobietą, jednak tamta podniosła ją stanowczo i ruda nie miała wyboru, musiała wstać z chodnika, choć najchętniej wsiąknęłaby w niego i rozpłynęła się w powietrzu, byle tylko uniknąć kłopotów.
Kiedy kobieta chwyciła ją za rękę, Alice pospiesznie wyrwała ramię z jej uścisku. Nie lubiła być dotykana przez obcych, nigdy.
- Dokąd chcesz mnie zabrać? - spytała tylko, starając znowu się trochę odsunąć.
Nie chciała błagać nieznajomej o litość, nic z tych rzeczy, ale zamierzała spróbowac uciec, gdy tylko nadarzy się okazja.
Rudowłosa spojrzała na nią z niechęcią. Ów Departament musiał być jedną z tych pokręconych organizacji, którzy interesowali się takimi dziwadłami jak ona.
OdpowiedzUsuńPrychnęła, słysząc jej wypowiedź. Poważnie wątpiła, żeby byli tam mili ludzie, którzy poprzestaną wyłącznie na zadawaniu jej pytań. Choć oczywiście Alice i tak nie miała zamiaru zdradzać nic więcej niż absolutne minimum. Im mniej wszyscy o niej wiedzieli, tym lepiej.
- Jasne, że tak. - mruknęła z wyraźnie wyczuwalną ironią.
Czuła się nieswojo, jednak wiedziała, że ma raczej małe szanse ucieczki. Mogła co prawda oddalić się od kobiety i spróbować zwiać, ale spodziewała się, że tamta szybko ją dogoni.
Westchnęła tylko i z ociąganiem ruszyła za nią.
- Jaką mam gwarancję, że potem mnie wypuścisz? - spytała po chwili, spoglądając nieufnie na jej samochód.
Sama oczywiście była z nowoczesnością bardzo dobrze obeznana, w końcu była młoda i właśnie w takim świecie się wychowała, i nie znała nic innego. Dla niej to wszystko było całkowicie normalne.
[hej, masz może ochotę na wątek z moją Amarą? Może jakies powiązania? Jakbyś miała pomysł, to ja z przyjemnością zacznę :)]
OdpowiedzUsuńRuda, wciąż nieufna, wsiadła do samochodu i skrzyżowała ręce na piersi, wpatrując się buntowniczym wzrokiem w szybę.
OdpowiedzUsuń- Inny wydział? - spytała, zanim zdążyła ugryźć się w język. - I niby dlaczego miałabym chcieć zostać? Po co, żebyście zamknęli mnie w celi bez okien i robili jakieś okropne eksperymenty? Dzięki, ale nie.
Nie ufała tego typu instytucjom. choć jeszcze nigdy nie została złapana i zaciągnięta do żadnej kwatery, to jednak już zdążyła co nieco usłyszeć, jak się postępuje z odmieńcami obdarzonymi nadprzyrodzonymi zdolnościami.
Tym bardziej, że jej umiejętność nie była taka całkiem błaha. Alice nie potrafiła jej do końca kontrolować i czasem dochodziło do takich tragedii jak wtedy, kiedy zginęła jej starsza siostra. Najgorzej było zawsze wtedy, gdy bała się lub denerwowała. Potrafiła wtedy sprawiać, że pękały ściany, okna lub przedmioty gwałtownie zmieniały miejsce położenia. Nawet ona sama bała się tych umiejętności.
[Wybacz, mój internet zrobił szzzz, puff, bum, phgfry i padł.]
OdpowiedzUsuńFotel z brązowej skóry zaskrzypiał lekko gdy Cantarella ruszyła się, żeby sięgnąć po kawę. Westchnęła ciężko i po raz sześćdziesiąty dziewiąty tego dnia rozejrzała się dookoła. W połowie zwykły gabinet, jednak za śliwkowym parawanem kryło się małe studio kosmetyczne, szafa z perukami i innymi dziwnymi rzeczami.
Z uśmiechem na ustach pociągnęła łyk kawy. Kochała ten aromat. Żałowała tylko, że wraz z wysoką posadą, przynoszą jej wszystko czego chce. Brakowało jej czekania w kolejce do automatu na parterze z napisem Nescafe i liczenia drobniaków portfelu. Miała ochotę wcisnąć wypolerowany na błysk przycisk,wskazujący Latte i tupać w niecierpliwości, wsłuchując się w szum automatu.
Otrząsnęła się z myśli. Czekała na jakąś panią, którą miała scharakteryzować. Wiedziała, że w tym przypadku będzie to trudne, albowiem szefowa departamentu magii była w podobnym do niej wieku i była... szefową. Na pewno nie spodoba jej się wygląd jaki uszykowała dla niej Cantarella, jednak w tym miejscu to ona rządziła.
Alice spojrzała na kobietę z niedowierzaniem, jakby była pewna, że tamta robi sobie z niej żarty. Rudowłosa rzecz jasna nie wierzyła w istnienie czarownic, wróżek, wampirów i tego typu stworzeń rodem z baśni i legend. Była typową przedstawicielką nastolatków z dwudziestego pierwszego wieku i takie rzeczy były możliwe tylko w książkach, filmach i grach komputerowych.
OdpowiedzUsuń- To jakiś żart? - spytała, przyglądając jej się.
Kobieta wyglądała zupełnie normalnie. Na pewno nie na kogoś, kto żył kilkaset lat i w dodatku był czarownicą.
Kiedy padło pytanie o imię, wahała się przez chwilę. W końcu jednak postanowiła użyć swej przybranej tożsamości.
- Alice. - rzekła.
Tak naprawdę miała na imię Constance, ale od dawna nie używała tego imienia. Po ucieczce z domu stała się Alice.
Dziś Cantarella miała czarne włosy splecione z warkocz sięgający posadzki i czerwone oczęta. DO tego nie porcelanowa a sztucznie blada cera. Wyglądała jak ludzkie wyobrażenie wampira. Nawet kły miała!
OdpowiedzUsuń-Witaj -rzekła wesoło i podała jej starannie wypielęgnowaną dłoń - Jestem Cantarella. Mam dwa wizerunki, wybiorę jeden, jeśli mi powiesz, czy umiesz mówić z latynoskim akcentem.
Zmierzyła kobietę wzrokiem. Dostała jej wymiary więc dwa komplety ubrań miała już gotowe. Patrząc na strój czarownicy wiedziała, że to co dla niej ma, nie spodoba jej się w żadnym stopniu.
Ciekawiło ją czy w jej imieniu ta słynna czarownica rozpozna nazwę najsilniejszej trucizny świata.
[Tak w sumie myślę, czy nie zrobić jakiegoś powiązania, bo obie takie wiekowe i w ogóle]
[W sumie całkiem dobry pomysł :)]
OdpowiedzUsuńTego dnia, nie spodziewała się że jej wydział, zostanie wysłany na misję. Oczywiście jak to bywa, los jest przewrotny i to właśnie ona miała się tym zająć. Bynajmniej, zadziwiło ją to zadanie, bowiem oni nie dostają tego typu prac. Jej zadaniem było zapolować na czarownicę, a towarzyszyć jej miała Flo McHalffey, która najwidoczniej, doskonale się na tym znała. Tak, jak nakazano jej czekała o wyznaczonej godzinie, na parkingu departamentu. Opierała się o swoje auto, bowiem innego, lepszego miejsca nie znalazła. Jak zawsze na tego typu zadania, ubrana była w odpowiedni, czarny uniform, pozwalający na łatwe poruszanie się. Jej zadaniem, było głównie leczenie, choć nie była do końca świadoma co może ją tam czekać. Ze swoich myśli otrząsnęła się dopiero gdy ujrzała blondynkę, idącą w jej kierunku. Uśmiechnęła się lekko, jak to zawsze miała w swoim zwyczaju.
-Gotowa, na misję?- zapytała, patrząc na nią.
- Ja nie wierzę w żadną magię i tego typu rzeczy. Poza tym, mamy dwudziesty pierwszy wiek. To zdecydowanie musi być jakiś żart. - powiedziała Rudowłosa, zaskoczona swą rozmownością.
OdpowiedzUsuńZwykle była milcząca, szczególnie w takich sytuacjach. Ciężko było od niej wyciągnąć choć parę słów, nie mówiąc o pełnej wypowiedzi.
Choć wiedziała, że nadprzyrodzone zdolności takie jak te, które sama posiadała, istnieją, to jednak nie uważała ich za żadną magię. Po prostu, była odmieńcem, ale była też całkowicie normalną dziewczyną. O ile można być normalnym mając dodatkowe moce.
Westchnęła cicho, wpatrując się to w okno, to w kobietę. Milczała przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, jaki okaże się ów departament i czy faktycznie nie zostanie nigdzie zamknięta.
Cantarella podała kobiecie dwie kartki na których były wyrysowane stroje. Na jednym latynoska o ciemnych lokach, ubrana w jasne dżinsy i złota dyskotekową bluzkę. Dużo biżuterii, złote szpilki. Druga, mulatka z głową całą w warkoczykach i z kilkoma kolczykami w różnych częściach twarzy. Strój hip-hopowy. Spodnie z krokiem przy kolanach, które nereidzie kojarzyły się tylko z przepełnioną pieluchą i luźna bluzka oraz czapka z daszkiem. Nic co jakkolwiek przypominałoby czarownicę. Przecież właśnie o to chodziło.
OdpowiedzUsuń-Osobiście bardziej podoba mi się latynoska. Mniej pracy z włosami. Aczkolwiek wybór należy do Ciebie.
Oparła łokcie o biurko, splotła palce dłoni i oparła się o nie podbródkiem.
-Soczewki akomodują się, działają jak spojówka, reagują też na ruch źrenic. Farby do skóry nie spływają pod wpływem wody, tak samo jak te na włosach. Musisz przyjść do mnie po wykonanym zadaniu.
Zamyśliła się. Czy coś jeszcze musi powiedzieć. Aha! Przypomniało jej się. Założyła nogę na nogę i rozparła w fotelu.
-Mulatka ma dziwny głos, za to jako latynoska zarobiłabyś tysiące w sekstelefonie.
Mówiła o modulatorach głosy. Zupełnie nowych gadżetach, które właśnie zamierzała wypróbować.
[Nie wiem, może spotkały się jakoś przed bitwą, może uczyła się w zamku mojego ojca żywiołu wody? Nie wiem jakie zna, więc się nie wypowiem. :D]
OdpowiedzUsuń- Tak czy inaczej to chyba bez różnicy, skoro i tak nie spodziewam się po tym waszym departamencie niczego dobrego. - powiedziała, poprawiając rude kosmyki.
OdpowiedzUsuńNaprawdę obawiała się tego miejsca i tego, co miało ją tam czekać.
Wiedziała, że jej moce też normalne nie są. W końcu kto normalny przenosi przedmioty wzrokiem lub sprawia, że coś zaczyna płonąć?
Jednak kiedy kobieta sprawiła, że przed nią pojawiła się kula światła, Alice zamrugała pospiesznie oczami.
- To się nie dzieje naprawdę... - mamrotała do siebie, jednak kula wciąż tam była. A nawet zdążyła obrosnąć w listki i kwiatki. - Przecież takie rzeczy nie dzieją się w normalnym świecie...
Wszystko co wiązało się z magią było dla Dantego wielką czarną dziurą, nie próbował pojąć tajników mocy, nie dotyczyło go to... w najmniejszym stopniu. Akceptował jak wszystko, czego nie potrafił ogarnąć umysłem i nigdy nie potępiał. Pierwsze bliskie spotkanie z magią miało miejsce w czasie, gdy poznał Syliv, błąkającą się czarodziejkę... o dziwo całkiem dobrze dogadywali się. Później miał okazję spotkać ją ponownie, wówczas zaproponował współpracę z Departamentem, znając możliwości kobiety. Zaliczała się do bardzo dobrych znajomych Rafaela, odwiedzanych w wolnych chwilach... tak jak tego ulewnego popołudnia, gdy szef Sekcji nie miał nic do roboty. Zaszedł do Wydziału Magii, gdzie szybko wzrokiem (oraz szóstym zmysłem wyczuwającym znajomą aurę) odnalazł Flo, bo teraz tak ją wszyscy nazywali.
OdpowiedzUsuń- Idziemy na obiad? - zaproponował, stając naprzeciwko niej.
Dante nie musiał jeść... ale czy potrafiłby odmówić schabowemu z frytkami? Odpowiedź brzmi: nigdy. Przy okazji chciał wyrwać się z Departamentu zanim zaczną go ścigać za niepodpisane raporty.
Dante
Kobieta ubrana była co najmniej, jakby wybierała się na randkę, bądź ważne zadanie. Słyszała już o tym plotki, które najwyraźniej okazały się prawdą. Jednak nie przeszkadzało jej to, wszakże nie była to jej sprawa.- Cóż, nie pierwszy, choć dużego doświadczenia w tym nie mam.- uśmiechnęła się lekko, otwierając drzwi samochodu, po czym do niego wsiadła. - Gdzie dokładnie mamy jechać?- zapytała wiedząc, że większość informacji, posiada kobieta. Tak, ona została poinstruowana, podstawowo. Co zrobić, jak działać. Wszelkie informacje, dostała jasnowłosa. W końcu ta misja, należała bardziej no niej niż do ciemnowłosej. Zapaliła silnik. Rzadko jeździła samochodem, wolała latać, choć teraz nie mogła ze względu na kobietę. Uśmiechnęła się lekko do niej. Czekając aż wsiądzie. Była gotowa, by odjechać. Chciała załatwić to szybko, by wcześniej wyjśc dziś z departamentu, choć nie wiedziała jak cała sprawa się potoczy.
OdpowiedzUsuńAlice pokręciła głową. Nie miała pojęcia, co mogłoby ją uspokoić. No chyba, że zostawienie w spokoju i zaprzestanie grożenia jakimś departamentem. Rudowłosa niczego się nie bała tak bardzo, jak właśnie tego rodzaju organizacji.
OdpowiedzUsuńMoże faktycznie miała manię prześladowczą i bała się nawet własnego cienia, nieustannie uciekając. Miała ku temu powody, jako że nawet własni rodzice okazali się być niegodni zaufania i zdradzili ją, zostawili kiedy najbardziej ich potrzebowała.
- Naprawdę kiedyś istniała magia? - spytała po chwili.
Wciąż trzęsła się lekko ze zdenerwowania, ale starała się panować nad mocami. Gdyby niechcący doprowadziła do ich uwolnienia, mogłoby się stać coś złego, a tego przecież nie chciała. Nigdy nie chciała robić źle, ale czasem tak niestety wychodziło, niezależnie od niej.
- Czy ten departament jest bardzo straszny?
Cały czas lustrując kobietę, wstała z krzesła. -Masz stuprocentową pewność że wszystko zejdzie- wskazała dłonią parawan zapraszającym gestem- Rozbież się do naga. Trzeba zafarbować skórę. Cantarella założyła na siebie obszerny fartuch i jednorazowe silikonowe rękawiczki. Zaczęła wyjmować jakieś miseczki i butelki i mieszać ich zawartości. Nie patrzyła czy czarownica robi to co jej nakazała czy nie. Po chwili masa przypominała trochę mieszankę budyniu tofi z czekoladą. Undie śpiewała coś pod nosem, jakąś piosenkę z morskich głębin.
OdpowiedzUsuń[Lucius się spodobał? W jakim sensie jeśli mogę wiedzieć? I nie mam pomysłu.]
OdpowiedzUsuńOczywiście, że się bała. Może po wcześniejszych przejściach miała dość spaczone wyobrażenie i wyobraziła sobie departament jako kolejną straszną organizację, zajmującą się eksperymentowaniem na ludziach z mocami i obraz ten uparcie nie chciał opuścić jej myśli.
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę się wahała, mając pewne opory przed wyznawaniem swoich emocji wprost.
- Tak... boję się. - mruknęła, nerwowo mnąc skraj swojej koszulki. - Czy oni nie zrobią mi nic złego?
Obawiała się też tego całego wypytywania i w ogóle. A także wciągnięcia w system, gdyż wtedy pewnie o wiele łatwiej byłoby ją namierzyć. Choć nie wątpiła, ze departament już miał jakieś jej dane, bo jak inaczej tak szybko by ją znaleźli? przybyła do NY zaledwie miesiąc temu.
- Też przez to przechodziłaś? - Alice uniosła brwi i jakby nieco się ożywiła. Przez ostatnie kilka minut siedziała osowiała i miała ochotę po prostu rozpłynąć się w powietrzu. - A o co będą mnie pytać?
OdpowiedzUsuńNieco się rozluźniła, ale tylko odrobinę. Wciąż była strasznie spięta i znerwicowana. Nawet zwykła rozmowa wywoływała w niej stres i zagubienie, a co dopiero sytuacja, kiedy zmuszona była rozmawiać z kimś, kto wiedział o jej mocach.
- Czy będzie to długo trwało?
Pytała w zasadzie o błahe pierdoły, ale chciała jakoś odpędzić ponure myśli.
Alice była już spokojniejsza niż na początku, wciąż jednak siedziała sztywno i mięła ręką skraj swojego luźnego, czarnego t-shirtu.
OdpowiedzUsuńZdziwiła się nieco, że kobietę też tak maglowali, no ale skoro to była prawda, że i ona miała moce... tylko ciekawe, czemu ją potem zatrudnili.
- A po co im w ogóle wiedzieć takie rzeczy? Co ich to właściwie obchodzi? - spytała, kiedy auto zatrzymało się.
Zaczęła wyglądać przez okno i ku swojemu zaskoczeniu, ujrzała po prostu zwykły budynek. Choć rzecz jasna zdawała sobie sprawę, że to mogą być tylko pozory i że gdy tylko wejdzie do środka, ktoś się na nią rzuci i zamknie ją w jakimś odosobnionym miejscu.
- To tu? - spytała jeszcze, kuląc się nieco na fotelu.
[Dobry pomysł. Zaczynam.]
OdpowiedzUsuńDenerwowała go, bardzo. Blondi, jak ją nazwał, zapominając imienia, mówiła dużo o wielu rzeczach. Stracił wątek po pierwszych słowach skierowanych do niego. Nie powinien się kobiecie dziwić, bo pozbawił ją jednego z ludzi, czarodzieja. Ciekawe czy wiedziała co siedziało w jego głowie. O czym mówiła? Czyżby o małym labradorze załatwiającym swoje potrzeby na dywanie? Tak. I o przyprowadzaniu zwierząt do pracy.
- Ares jest mały. Musi załatwiać GDZIEŚ swoje potrzeby, a mnie nikt nie puszcza bo wariat z medycznego w każdej chwili może dać nogę - mruknął niezadowolony zdobywając się na więcej niż zwykłe prychnięcie.
Kobietka dalej swoje. Skorzystał z długiego monologu szefowej magów i delikatnie wszedł w jej świadomość, nie mógł grzebać zbyt głęboko, bo skutki mogłyby okazać się opłakane, to wymagało większej koncentracji i długiej żmudnej pracy... zdziwił się, że kobieta ukrywa coś innego, inne, prawdziwe imię. Syliv. Pechowo naruszył czułą nić i zrobił trochę zamieszania... szybko wycofał się. Powinien zmyć się jak najszybciej... oby jak najdalej.
- Ok, ok... Syliv - odezwał się imieniem z jej świadomości, zapominając stosowanego przez nią. - Masz rację, sorry. Zabieram psiaka ze sobą.
Zaczął grzecznie wycofywać się. Co on narobił? Oby nic poważnego. Jednego czarodzieja pchnął do samobójstwa. Mógłby sprawdzić jakie zaszły zmiany... ale bał się ryzykować kolejnej wpadki.
[Bardzo dobrze napisane, nie zepsułaś, specjalnie nic nie napisałam, ponieważ każdy inaczej reaguje a nie chciałam ingerować w zachowanie twojej postaci.]
OdpowiedzUsuńMax usłyszawszy słowa Syliv pobladł i odwrócił się na pięcie. Zaraz oberwie, zaraz mu się dostanie. Czy to jego wina? Nie do końca, to siedziało w jej głowie i było na tyle ważne, że znajdowało się prawie na każdym "poziomie". Wkurzył się, jak można obwiniać go za coś, co siedziało w cudzej głowie? Wycofał się najdelikatniej jak potrafił, nie chcąc niczego pozmieniać, ale skoro ona miała COŚ TAKIEGO w głowie no to wybacz... nie wiedział o co konkretnie chodziło, musiałby po raz kolejny odwiedzić jej umysł a nie chciał.
- Nic nie zmieniłem. To co widziałaś, to siedzi w twojej głowie, nie mojej - warknął wkurzony unosząc ton głosu. - I to nie moja wina, że trzymasz coś takiego na wierzchu, każdy najsłabszy telepata dobrałby się do tej materii.
Założył ręce na klatce piersiowej, przyjął postawę obronną. Zawsze jego wina, przecież on nie stworzył tego co musiało ukazać się jej oczom! A tamten czarodziej nie był dobry, ukrywał się pod wesołą maską a miał wspomnienia tak przerażające, że do tej pory nawiedzały Maxa w najgorszych koszmarach gdy jakimś cudem udawało mu się zasnąć.
Alice bardzo długo ociągała się, zanim w końcu wysiadła z samochodu. Przez chwilę faktycznie wahała się, czy nie uciec, skoro kobieta najwyraźniej zaufała jej na tyle, że poszła przodem i nie pilnowała jej tak bardzo.
OdpowiedzUsuńStanęła na chodniku i zawahała się. Nie chciała iść za nią, ale bała się też, że jeśli ucieknie, znowu zostanie złapana. Z pewnością była to ostatnia rzecz, na jaką miała teraz ochotę.
Wsunęła ręce do kieszeni swojej bluzy i zakołysała się.
Przyglądała się kobiecie, która ponoć była czarownicą. Może faktycznie gdzieś na świecie istniały różne niesamowite stworzenia, w których istnienie Ruda nie wierzyła. Teraz miała w głowie taki zamęt, że już sama nie wiedziała, co jest prawdą, a co faktycznie tylko zmyśloną legendą.
Teraz miał tłumaczyć się? Z czego?!
OdpowiedzUsuń- Trzeba było skrócić swój monolog i nie drzeć się na mnie to nie tknąłbym twojego umysłu - warknął rozeźlony.
- Normalni ludzie mają w głowie durne liczenie do stu przed snem czy niespuszczanie wody w toalecie... a ty to co?! Apokalipsę?! - Max wzruszył ramionami, zawsze winili go za wszystko, wcale nie czuł się ofiarą, niby naruszał czyjąś prywatność, ale oni to co robili? W Departamencie? W każdym z wydziałów? Korzystali ze swoich super mocy.
- Czy wszyscy czarodzieje mają we łbach same koszmary?! zapytał sam siebie, chociaż nie musiał drzeć się by usłyszeć swoje myśli. - To co tam masz - wskazał palcem czubek głowy kobiety. - mnie nie obchodzi, rozumiesz? Mam przez was dość koszmarów. Nie radzisz sobie z problemem... to nie moja sprawa, ja tylko sprzątam syf w głowach niektórych twoich kumpli. Dlatego odczep się i lepiej zamij się sobą.
Przesadził. Grubo przesadził. Wiedział, że może się to źle skończyć. Mówił samą prawdę, nie wykazał krztyny współczucia, oni obchodzili się z nim równie brutalnie, mógł odpłacić im tą samą monetą. Nie wspomniał o czarodzieju i jego przewinieniach...przez niego wyrobił sobie opinię na temat osób stosujących czary.
Alice spojrzała na nią nieco skrzywdzonym wzrokiem, jednak potulnie ruszyła w jej stronę, mając wrażenie, jakby droga była o wiele dłuższa, niż w rzeczywistości.
OdpowiedzUsuń- Dobra, idę. - mruknęła niechętnie.
Przez chwilę lustrowała znajdujące się przed nią gmaszysko nieufnym i podejrzliwym spojrzeniem. Zresztą zawsze, niezależnie od okoliczności, spoglądała tak na wszystko i wszystkich. Uśmiechnięta i ufna Constance to przeszłość, już od pięciu lat była Alice i nikomu nie ufała.
Chwilę później stała już przy kobiecie, jednak zachowując stosowny dystans od niej. Jednak jak na nią to i tak było dość blisko. Pewnie nie podeszłaby, gdyby tak się nie bała czekających ją kłopotów.
- Widzę, że ci bardzo zależy, żeby mnie tu sprowadzić. - mruknęła po chwili.
Rudowłosa zdziwiła się nieco.
OdpowiedzUsuń- Nie wejdziesz ze mną? - spytała Alice, kiedy już zatrzymały się przed jakimiś drzwiami.
Po drodze, kiedy tylko kogoś mijały, ruda spuszczała wzrok i wpatrywała się w ziemię, wyraźnie zagubiona. Czuła się tutaj bardzo nieswojo. Wydawało jej się, że szły strasznie długo.
Choć jej pytanie było dość nietypowe, bo Alice zwykle była niezależna i nie chciała na nikim polegac, to jednak z tą kobieta miała już nieco do czynienia, zaś w środku byli zupełnie obcy ludzie, których się bała o wiele bardziej. Nie chciała sama się tam do nich pchać, już wolała mieć przy sobie kogoś, nawet tak nietypowego.
- Ja nie chcę z nimi rozmawiać. - powiedziała, opierając się o ścianę.
nie była pewna, czy chce wejść za te drzwi, gdyż nie miała zielonego pojęcia, czego się spodziewać.
Gdy oberwał poczuł ostry ból. Niedobrze. Bardzo niedobrze. Ból powodował brak kontroli i ledwo powstrzymał reakcję obronną w postaci wdarcia się do jej i tak już poszkodowanej świadomości, zrobienia zamętu, który pozbawiłby zdolności myślenia minimum na godzinę. Wtedy odezwał się przede wszystkim rozum Maxa... jeśliby zemścił się kobieta cierpiałaby sto razy bardziej niż przed chwilą. Musiał unieść się honorem. Nie odda.
OdpowiedzUsuń- Mówiłem już, że gdybyś nie darła się na mnie od początku do niczego nie doszłoby - odparł siląc się na spokój.
Powstrzymywał się. Musi nad sobą zapanować, bo źle się to skończy. Moc Maxa coraz częściej przypominała kolce jeżozwierza, która pełniła funkcje odstraszające w sytuacji zagrożenia.
Co innego, że był winny kobiecie przywrócenie jej umysłu do stanu równowagi...
- Daj mi rękę - powiedział i wyciągnął swoją dłoń w kierunku kobiety. Nie potrzebował kontaktu fizycznego, ale ona musiała skupić się na nim, a to często pomagało. - Zrobię porządek w twojej głowie i może to pomoże ci się uspokoić.
Odniósł wrażenie, że kobieta wpadła w szał i sama się nie uspokoi. Nieźle nabroił w jej umyśle, naruszył element, którego nie powinien dotykać.
Nadal czuł tępy ból w nosie, wątpił aby został złamany. Musiał skupić się na Syliv.
Cantarella z namaszczeniem wręcz zanurzyła w mazi soczyście zieloną gąbkę i zabierając ze sobą naczynie podeszła do czarownicy. -nie wstydź się, przecież jesteśmy takie same. Zaczęła delikatnie smarować farbą ciało kobiety nadając mu odcień jasnego, latynoskiego brązu. Dziwiła ją zawsze wstydliwość kobiet innych ras. Ona nigdy w wodzie nie nosiła ubrań, jedynie biżuterię. Dla niej nie ma się czego wstydzić przed innymi kobietami. Gąbka powoli sunęła wzdłuż ramienia. Cantarella nie odzywała się więcej, jedynie farbowała skórę. Po piętnastu minutach do zmiany koloru został tylko biust, miejsca intymne i pośladki. Podała kobiecie gąbkę. -Skoro się wstydzisz, zrób resztę sama, Ja w tym czasie przygotuje farbę na włosy. Jak rzekła tak zrobiła. Zostawiła Flo samą sobie i poczęła tworzyć kolejną miksturę. Poza tym wyciągnęła pudełko z soczewkami i małymi krążkami wielkości paznokcia niemowlaka służącymi do zmieniania głosu.
OdpowiedzUsuń[Heh. Ciekawe. Jakiś pomysł na wątek? Bądź co bądź ten wydział ten jest najbardziej odizolowany od innych i cholernie nie chętny do współpracy. Zna się tylko z niego szefa i zastępce. Reszta agentów omija innych szerokim łukiem i nawet nie wskażą ci drogi do gabinetu ich szefa.]
OdpowiedzUsuńAlice zrozumiała to, ale i tak czuła się strasznie nieswojo. W końcu tamci mogli być znacznie gorsi. No, ale skoro i tak nie miała innego wyjścia...
OdpowiedzUsuń- No dobrze, pójdę tam. - rzekła po chwili, starając się, żeby jej głos nie drżał.
Miała nadzieję, że nie spytają o nic drażliwego. Nie lubiła opowiadać o przeszłości, a już szczególnie o zajściu z Julie, za które wciąż się obwiniała.
- Będziesz tu, jak wyjdę? - spytała jeszcze po chwili, w myślach dopowiadając: "O ile wyjdę".
Nie wiedziała dlaczego, ale nagle poczuła coś w rodzaju wątłej iskierki sympatii do tej kobiety, a jak na nią to i tak było sporo. Tym bardziej, jeśli brało się pod uwagę okoliczności.
Kontakt fizyczny nie zwiększał możliwości Maxa. Był przyzwoleniem, potrzebował zgody kobiety by bez przeszkód wejść w jej umysł, bez robienia bałaganu. Mógł też spodziewać się obronny, stoczenie walki wymęczyłoby jego i nic nie zrobiłby tak jak należy.
OdpowiedzUsuń- Nie masz żadnych gwarancji. Musisz mi zaufać - rzekł zanim wziął głęboki oddech i zagłębił się w umyśle Syliv.
Chaos, bezkresny chaos, pozbierał wszystko co musiało dręczyć kobietę i zabezpieczone umieścił na dalszym poziomie świadomości, prawił kilka uszkodzonych "połączeń". Powinna odczuć ulgę i wewnętrzny spokój. Chwilowe ukojenie, ponieważ wystarczyło jedno hasło a wspomnienia wrócą. Żeby na zawsze unieszkodliwić wspomnienia, pozbawiając ich balastu emocji potrzeba wielu godzin i olbrzymich pokładów energii, nie wliczając silnej woli ich właścicielki.
Wycofał się bardzo powoli do swojego umysłu.
- Lepiej? - zapytał puszczając jej rękę. - Nie będę ci mówić co masz robić, ale radzę rozliczyć się z przeszłością, to może cię zniszczyć psychicznie bez ingerencji telepaty.
Odsunął się od Syliv, wziął psiaka na ręce, Ares zaczął wylizywać brodę i szyję Maxa. Najlepsza terapia dla telepaty. Sprawdził stan swojego obolałego nosa, nie był złamany.
Z Flo, jak z większością przyjaciół i dobrych znajomych, utrzymywał stały kontakt... oboje 'staruszków' potrzebowało swojego towarzystwa, pogawędki a czasem trudnej, poważnej rozmowy. Od tego była Syliv, choć musiał przestawić się na Flo.
OdpowiedzUsuń- Zawsze stawiam... a mamy takie same pensje - udawał urażonego, oczywiście żartował, miał sporo zarobionych pieniędzy i nawet nie potrzebował drobnego dodatku w postaci szefowskiej pensji. Parał się wieloma zajęciami przez wieki, głównie z nudów.
- To dzisiaj co? Tajskie, chińskie, włoskie, polskie, amerykańskie czy meksykańskie? - zapytał, zastawiając się, czy wymienił przynajmniej większość rodzajów kuchni. Zrobi dzisiaj święto i nie zje tradycyjnego schabowego z frytkami. - Ty wybierasz... poznaj moją wielkoduszną naturę - oświadczył z szerokim uśmiechem. Flo, daję ci wolną rękę, zadbaj abym nie pożałował.
W danej chwili Dante wyglądał zadziwiająco ludzko. Uśmiechał się, czego często nie robił, choć przy Flo szła mu ta czynność całkiem sprawnie. Wyjątkowo nie miał na sobie płaszcza a tylko czarną, atłasową koszulę, bo miał spotkanie z szefem Dezinformacji, przynajmniej uniknął komentarzy wampira na temat wyglądu grabarza.
Dante
Słuchała uważnie kobiety, wyjeżdżając z parkingu. Wiedziała gdzie się kierować, jakimi objazdami. Choć, z ruchem ulicznym było już gorzej, o tej godzinie, było pełno ludzi wracających z pracy, przez co, podróż mogła się wydłużyć. Gdy kobieta wspomniała, o tym w jaki sposób ma załatwić tą sprawę, mimowolnie na nią spojrzała. Wiedziała jaka była misja, jednak mimo tego zawsze miała jakieś wątpliwości. Dlatego da się tym jej zająć. - Tak, wiem to.- stwierdziła przypominając sobie jej spotkania z tego typu osobami. - W średniowieczu, miała styczność, z czarownicami.- mówiąc to przed jej oczyma przemknęły obrazy, palonych kobiet na stosie. Nie wszystkie były sądzone słusznie, były nie winne. Jednak nie mogła wiele począć.- Jeśli mogę, kiedy się urodziłaś?- zapytała, wiedząc że odpowiedzi, może nie uzyskać. Jednak ciekawa była, od jak długa stąpa po tej ziemi.
OdpowiedzUsuńNo, teraz Alice nie miała już wielkiego wyboru. Mogła co prawda spróbować zwiać, większość standardowych zabezpieczeń nie stanowiła większego problemu dla jej zdolności, ale spodziewała się, że departament miałby swoje sposoby, żeby udaremnić jej ucieczkę z tego gmachu.
OdpowiedzUsuńMusiała więc zebrać się w sobie i wejść.
Przez chwilę wahała się, po czym z duszą na ramieniu, zapukała cicho do drzwi. Wcale nie spieszyło jej się do tego, by znaleźć się po ich drugiej stronie. W myślach już układała sobie różne czarne scenariusze. Tak, w takich chwilach zawsze była pesymistką.
[Cóż. Raczej straty w ludziach u niego nie będą za duże, ale mogę poświęcić dla wątku dwóch agentów. I oczywiście on będzie obwiniał Florence. Zacząć czy ty zaczniesz?]
OdpowiedzUsuńPamiętała tamten rok. Pamiętała bowiem, wtedy poznała jednego z aniołów, który towarzyszył jej przez kolejne sto lat. Był, młody głupi i dał się zabić. Zginął na jej rękach. Zadziwiające, że nawet anioły mogły umierać. Choć ciężko było je zabić. Uśmiechnęła się tylko i kiwnęła głową, na znak że jej to nie przeszkadza. Wjechała w kolejną uliczkę, skręcając na zjazd dzięki któremu zaoszczędziły by trochę czasu.- W pięćsetnym roku przed naszą erą zamordowali mnie.- stwierdziła, spokojnym tonem. Data, była bliska, choć nie ten rok. Nie widziała powodu by wspominać dokładniejszą datę, w końcu to była przeszłość.- Gdy ponownie otworzyłam oczy, byłam anielicą.- taka była prawda, umarła i narodziła się na nowo. Choć, jej śmierć okupiona była wielogodzinną męką, wszystko minęło, gdy dano jej drugą szansę. - Od tamtego czasu chodzę po ziemi.- stwierdziła zerkając na kobietę, lekko się uśmiechając.-Jeszcze jakie spytania?- zapytała, nie widząc w tym żadnego kłopotu, w końcu czemu nie miała by odpowiadać.
OdpowiedzUsuń[Ok ^^.]
OdpowiedzUsuńAlice przez cały ten czas bardzo się denerwowała. Co chwila jąkała się i zacinała, nie chcąc odpowiadać na niektóre pytania. Kiedy padło pytanie o incydent z Julie, zacięła się i rozpłakała. Tego tematu nigdy nie potrafiła poruszać, w żadnych okolicznościach.
Poczuła ulgę, gdy to się wreszcie skończyło. Rozmowa bardzo zestresowała ją i jak na jej gust, trwała o wiele za długo.
Na szczęście jednak nikt nie rzucił się na nią i nie zaciągnął do jakiejś klatki.
Z ulgą wysunęła się na korytarz i nawet nie zaprotestowała, gdy poczuła, że kobieta, która ją tu przyprowadziła, bierze ją w objęcia. W pewnym sensie była tym nawet wzruszona. Nie przywykła do żadnych ciepłych uczuć.
Powoli pokiwała głową.
- Mogło być gorzej... - mruknęła cicho
[Siemka i dzięki że zwróciłaś uwagę, pisałam kartę szybko i mój błąd że nie sprawdziłam czy dobrze jest. poprawię to niedługo. ale może tak jakiś wątek ? ;)]
OdpowiedzUsuńAlice czuła się nieco spokojniej, wciąż jednak była roztrzęsiona. Podczas rozmowy wypytywano ją głównie o jej zdolności, a ona w sumie odpowiadała dość lakonicznie, unikając wdawania się w szczegóły. Pewne sprawy wciąż były dla niej drażliwe.
OdpowiedzUsuń- Powiedzieli, że mogę odejść, jednak zapowiedzieli, że od czasu do czasu będą się ze mną kontaktować. - powiedziała z dość smętną miną. - I że nie mogę w najbliższej przyszłości opuszczać NY.
Nie zamierzała rzecz jasna ściśle się do tego stosować i być na każde zawołanie. Nie miała ochoty współpracować. Poza tym wiedziała, że jest jeszcze parę innych podobnych organizacji, a także masa innych popaprańców, interesujących się takimi jak ona.
Westchnęła cicho. Wprawdzie nie została wpakowana do klatki i nie miała, przynajmniej na razie, trafić na eksperymenty, ale jednak był to dla niej ogromny stres.
[Mogą się spotkać w jakiejś sali, gdzie będą ćwiczyli swoje umiejętności. Tylko znają się czy nie? ]
OdpowiedzUsuń[Myślę że znają się na tyle długo, że zapamiętał jej imię i stanowisko. To już wyczyn. Czyli muszą się znać co najmniej rok. xD]
OdpowiedzUsuń[Hej, proponuję wątek. Może by Zoja nudząc się podczas czekania na powrót Dantego błąkała się i zaglądała w każdy kont wszystkich biur i wpadnie akurat na Florence przy rzucaniu czarów, to zostanie i popatrzy sobie na nią z czystej ciekawości? Zoja.]
OdpowiedzUsuń[pokojowo to przyjęłam bo miałaś rację, po co denerwować się jak ktoś wytknie ci błędy zwłaszcza jesli rzeczywiści one są.
OdpowiedzUsuńCo do wątku, to nie bardzo mam pomysły...chociaż może jeden, ale jest słaby według mnie.
No ale powiem ci jaki xP Setha komuś się uda złapać podstępem, zgarną go do budynku BBPO i ktoś będzie musiał ustalić co wie i jakoś padnie na Flo. Więc dziewczyna będzie się męczyła z Sethem którego nafaszerowano lekami uspokajającymi by nikogo nie ukatrupił jak się wkurzy. co ty na taki pomysł ?]
Miał dzis pecha, to wiedział. Jednak jakie było jego zaskoczenie gdy wpadł w łapy Sekcji, nie zdążył nic zrobić. Widać nawet oni uczą się na błędach bo strzelali do niego strzałkami ze środkami uspokajającymi, jak do jakiegoś zwierzaka. No ale to przemilczał, dostał taką dawkę że po 200 m biegu padł jak długi na ziemię.
OdpowiedzUsuńPóźniej gdy przeniesiono go do sali przesłuchań miał poprawkę więc nawet nie rozumiał po co przykuli mu nadgarstki do stołu i tak nie był w stanie się ruszyć.
Popatrzył na kobietę kiedy ta weszła, a raczej kobiety...bo widział podwójnie. Cholera nie dobrze.
Pochylił się i ukrył twarz w dłoniach, czuł się jak po mocnej imprezie tylko że nie bylo mu niedobrze.
Syknął nisko i przetarł oczy, zerknął na nią jadowicie zieloną tęczówką, widział już lepiej.
- Solder - wymamrotał może nieco nie wyraźnie, odsunął dłonie od twarzy.
Zoja zwiedzała wszystkie piętra wieżowca, gdzie mieścił się departament ds. bardzo dziwnych, jak lubiła nazywać organizację, dla której zgodziła się pracować. Dante biegał po mieście żeby wysłać kogoś do diabła, w znaczeniu jak najbardziej dosłownym, a ona nie miała co robić, bo w dziale medycznym zajmowali się segregowaniem ziółek, od czego kręciło się dziewczynie w głowie.
OdpowiedzUsuńPrzypadkowo zawędrowała do wydziału magii, znalazła jedne uchylone drzwi, gdzie znajdowała się tylko jedna osoba, kobieta. Cichaczem wślizgnęła się do środka i oparła się o ścianę, przyglądając się gestom kobiety. Musiała czarować, bo Zoja stała się świadkiem różnych, niewiarygodnych zjawisk, nie mogąc ich racjonalnie wytłumaczyć. Chciała zapytać co to takiego i jak ona to robi, ale pomyślała, że może ona nie być zbytnio zadowolona z obecności obcej osoby. Powinna zapytać. Zoja nigdy nie pytała, lubiła obserwować, a za patrzenie nie powinni ucinać żadnych kończyn.
Zoja
[przepraszam, że tak krótko, późna godzina i niewyspanie robią swoje.]
Gabriel ze znudzeniem (czy on kiedykolwiek robi coś z innymi emocjami?) podpisywał kolejne raporty, paląc w tym samym czasie papierosa. Od jakiegoś czasu czuł się słaby, choć energia go roznosiła. Irytował się na wszystkich bardziej niż normalnie, chodził gniewny a każdy pracownik Wydziału Anielskiego przechodził obok gabinetu niczym myszka, na paluszkach, aby szef go nie słyszał. Podpisał ostatni dokument, nawet go nie czytając i wypuścił ostatnią chmurę dymu papierosowego, ponieważ ten wypalił się całkiem. Odruchowo schwycił paczkę w poszukiwaniu kolejnego. Jakbyż była jego irytacja, gdy okazało się, że jest pusta. Ze złością cisnął o ścianę pudełko, zgniatając je wcześniej. Wyszedł z własnego gabinetu niczym tornado, trzaskając drzwiami. Zrobił to z taką siłą, iż wypadły z zawiasów. Popatrzył chwilę na drzwi i kazał jakiemuś pracownikowi zająć się tą sprawą. Sam jednak nie podążył do sklepu z tytoniem a do obszernej hali do ćwiczeń. Wysiłek fizyczyny zawsze pomaga. W szatni wypożyczył spodnie dresowe, nie zamierzał bowiem ćwiczyć w czarnych dżinsach, które dziś włożył. Nie spodziewając się nikogo na sali po prostu zdjął szarą koszulkę i niczego nie założył na jej miejsce. Gdy zobaczył się w lustrze, zamarł. Nigdy nie był tak wychudzony i zastanawiał się jak długo jeszcze wytrzyma i czy Wielki Tam U Góry go uratuje. Jakoś się nie zapowiadało. Zrezygnowany wszedł na sale i zastanawiał się od czego ma zacząć. Wtedy od strony damskiej szatni przyszła kolejna osoba. -Hej Flo. Po prostu skończyły mi się fajki, drzwi z zawiasów wyleciały i zobaczyłem się w lustrze. Tylko nie bardzo wiem od czego zacząć-uśmiechnął się do niej błagalnie, licząc na jakąś pomoc-Jeśli kiedyś będę mógł wrócić do nieba to wyrzucą mnie na zbity pysk za wygląd. Masz może gumkę i pare spinek?
OdpowiedzUsuńMisja. Prosta. Banalnie prosta misja dla jego wydziału, a mimo to coś poszło nie tak w tej pierniczonej fabryce. Doszło do ogromnego wybuchu, którego żródło nie było znane. Trzech jego agentów było martwych, a czujniki wyły na alarm wyczuwając energię magiczną. Podszedł do komputera i stwierdził, że sprawdzi czy Wydział Magii czegoś nie robi w pobliżu i okazało się, że nie został poinformowany o możliwości spotkania tego wydziału. Warknął wściekły i spojrzał na rannych agentów. Nie byli zadowoleni z obrotu spraw tak samo jak on. Po chwili doszło do kolejnego wybuchu, ale tym razem o wiele dalej od nich. Ups. Chyba któraś z zrzuconych bomb na teren wokół wybuchła. Spojrzał na jednego z agentów, który wzruszył ramionami.
OdpowiedzUsuń-Weźcie ciała i zapakujcie. Zdetonujcie wszystkie bomby i ładunki.
Jak powiedział tak agenci postanowili zrobić. Po chwili ziemia zaczęła się trząść pod serią wybuchów, które występowały po kolei. Były między nimi małe odstępy czasu. Dokładniej pół minutowe.
[wiem, że kiepsko wyszło]
Alice zdawała sobie jednak sprawę, że jak nie departament, mogą znaleźć się inni, zainteresowani jej umiejętnościami. A ona nie chciała współpracować z żadną organizacją, chciała mieć po prostu spokój i żyć swoim życiem. Wszystko wskazywało jednak na to, że dalej musi prowadzić taki tryb życia, jaki prowadziła. Departament nie przypadł jej do gustu i odnosiła się do niego z wielką nieufnością i rezerwą.
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę wahała się nad propozycją, jednak w ciągu ostatnich minut jej stosunek do kobiety znacznie się zmienił, i to na lepsze. Rudowłosa przestała już postrzegać ją jako kolejnego wroga, a nawet zaczęła darzyć ją pewnego rodzaju sympatią.
- Chyba się zgadzam. Lepsze to, niż dalsze rozmowy z tymi sztywniakami. - powiedziała, wskazując na drzwi, zza których właśnie wyszła. - Masz coś dobrego?
Uśmiechnęła się blado, poprawiając rude kosmyki, ale zrobiła to bardziej po to, by zając czymś ręce.
Może by się wkurzył gdyby nie to iż ledwo ogarniał co kobieta mówi do niego.
OdpowiedzUsuńPowiedział coś niezbyt wyraźnie i pochylił sie na tyle że przyłożył policzek do zimnego blatu stołu. Może to go nieco otrzeźwi i wróci logika myślenia.
Przymknął oczy, nie miał ochoty na rozmowę.
Wiedział po za tym że gdy uda się kogoś rozdrażnić wtedy łatwiej osiągnąć cel przesłuchania w końcu pracował kiedyś w Departamencie.
Gdy zaczęło powoli mu przechodzić, zerknął na nią z dziwnym uśmieszkiem.- W dupie mam czego chcecie ode mnie, ale jak zgaduję ty zaraz mi i tak to powiesz, prawda ? - rzucił ponuro.
Musiał się z tego otrząsnąć całkiem by nie wygadać czegoś co powinien zachować dla siebie.
Ponownie, przekręciła kierownicą, próbując przeskoczyć jakoś te wszystkie korki, po chwili wyjechała, na luźniejszą drogę. Szybszą. Dopiero wtedy mimowolnie spojrzała na kobietę. Uśmiechnęła się słysząc jej pytanie. Cóż, wiele osób się jej o to pytało, a gdy odpowiadała zawsze się dziwili, że zna tak dużo osób. Prawda była taka że większość z nich, to byli jej przyjaciele, z dawnych czasów, a w departamencie, jest z własnych pobudek.
OdpowiedzUsuń-To chyba będzie miesiąc?- stwierdziła, próbując przypomnieć sobie, pierwszy dzień w biurze. Tak, nie było to wcale tak dawno, więc można było uznać, że jest tak zwaną świerzynką, z dużym bagażem doświadczeń, względem swojego wydziału. Tak, mimo iż była nowa, szanowano ją. Wszakże nie co dzień spotyka się kogoś żyjącego dwa tysiące lat.
- A ty?- zapytała szczerze nie widząc.- Przyznam że mimo iż żyję tak długo, nigdy wcześniej cię nie spotkałam.
Alice podążyła za kobietą do jej gabinetu. Na korytarzach departamentu szła z wzrokiem utkwionym w podłodze, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Czuła, że niektórzy mijający ją pracownicy przyglądają jej się uważnie. Możliwe, że już widzieli jakieś jej podobizny w aktach.
OdpowiedzUsuńDopiero w gabinecie rozluźniła się i zaczęła rozglądać się z ciekawością po wnętrzu.
- Całkiem tu... ładnie. - powiedziała, oglądając wyposażenie pokoju.
Zaczęła szukać butelek we wskazanych szafkach i po chwili wybrała jedną, z zachęcająco wyglądającą etykietką i postawiła ją na stoliku.
- Może być? - spytała, zamyślając się. Nie spodziewała się, że tak skończy się ten dzień.
On sam niestety, ukarany przez Boga śmiertelnym ciałem, które tylko się nie starzało i na początku miało nadludzką siłę, wiedział, co robi z człowiekiem, pfu, aniołem upływ czasu. Atletyczne ciało, które niegdyś posiadał zmieniło się w ciało jakiegoś szczeniaka, bardzo wychudzonego, jakby nigdy jedzenia nie widział.
OdpowiedzUsuń-Dziękuję - odparł z uśmiechem i wziął gumkę do włosów i dwie spinki. Dokładnie zbierając każdy kosmyk, i czekając na oświecenie McHalffey, spiął włosy w małą kiteczkę, a resztę kosmyków zapiął spinkami, aby odsłaniały czoło. Wyglądał tak dziwacznie, bowiem było jeszcze bardziej widać jego podkrążone oczy i jasne, jakby wykute z lodu tęczówki.
Miał wrażenie, że skądś zna tę czarownicę i to nie był pierwszy raz , gdy prawie już dopasował ją do czegoś co kiedyś już widział. Niestety, siły życiowe opadały, tak samo jak zdolności i nawet głupie błogosławieństwo wyczerpywało go do cna.
-Właśnie wyglądam gorzej niż zwykle. Dużo gorzej -mruknął w odpowiedzi, krzywiąc się na dźganie palcem.
Już miał zapytać, kiedy coś wymyśli, gdy usłyszał jej wyzwanie. Zebrał się w sobie i zaczął biec. Dla niego hala była zbyt ogromna, a przy obecnej kondycji i płucach zaklejonych smołą z papierosów, było dla niego wręcz niemożliwe, by to przebiec. Jednak jego nogi chyba nie zapomniały jak się biega, bo po chwili prawie ze zrównał się z kobietą.
Niestety nie na długo. Pomyślał o tym by otworzyć skrzydła i trochę podlecieć, ale na samą myśl o lataniu go zemdliło, zatoczył się i musiał przystanąć, aby zatrzymać odruch wymiotny.
Fakt, faktem że jeszcze miesiąc temu nie przebiegłby nawet takiej odległości, bowiem od jakiegoś czasu korzysta z leczniczych usług Amary, jego podwładnej.
- Eh, ciesze się że doceniasz złośliwość - rzucił suchym tonem. Nabrał powietrza do płuc i po chwili wypuścił wolno, powtórzył to dwa razy i w końcu odkleił policzek od zimnej powierzchni.
OdpowiedzUsuń- No to czeka nas długo noc - stwierdził i oparł łokcie na blacie bo przez łańcuch którym był przykuty nie mógł usiąść inaczej. Spróbował skupić na niej spojrzenie, ale słabo mu to wyszło więc tylko spuścił wzrok.
- Nie obchodzi mnie co chcecie wiedzieć, po za tym nie ma nic za darmo - powiedział utrzymując suchy ton głosu.
Alice usiadła we wskazanym miejscu, po czym upiła łyk alkoholu. Trunek zapiekł ją w gardle, a po jej ciele rozeszło się coś w rodzaju gorąca. Trwało to bardzo krótko.
OdpowiedzUsuńSłysząc pytanie, drgnęła nieco nerwowo, po czym przez dłuższą chwilę wahała się, wiercąc się na krześle i wpatrując się w swoje splecione na kolanach dłonie.
W końcu jednak zdecydowała się odpowiedzieć. W końcu kobieta i tak sama mogła się tego dowiedzieć, przecież jej organizacja była jedną z tych, które ją ścigały.
- Bo jestem inna. Niektórzy uważają, że stanowię zagrożenie. Boją się tego, co potrafię i nie chcą, by postronni ludzie dowiedzieli się o nadprzyrodzonych zdolnościach. - powiedziała, po czym westchnęła.
Raczej nie czuła się na siłach, by opowiadać o tym, co przypadkowo zrobiła Julie, gdy pewnego dnia straciła kontrolę nad sobą. To było tuż przed jej ucieczką, wtedy właśnie te wszystkie organizacje zaczęły się nią interesować.
Uśmiechnął się nikle, mimo otępienia wiedział iż wygrywa nieznacznie ale jednak.
OdpowiedzUsuń- W płaszczu który mi zabrali jak tylko złapali, mam paczkę red malboro....przynieś papierosy i popielniczkę. Powiedz by mnie rozkuli i możesz jeszcze dać mocną czarną kawę, a może odpowiem na któreś z twoich pytań - mówił spokojnie, nie wymagał wiele. Musiał zapalić i wypić kawę by poczuć się lepiej. Przez myśl przeszło mu czy coś zrobili by zablokować jego umiejętności, bo w końcu gdy środki uspokajające przestaną działać może z kobiety zrobić marionetkę.
Alice raczej nie chciałaby współpracować z departamentem, no chyba, że zostałaby do tego zmuszona. wszelka współpraca oznaczałaby dla niej utratę niezależności i pewnie wcale nie gwarantowałaby jej spokoju. Miała dość życia w ciągłym strachu, że zostanie złapana i skończy jako ofiara eksperymentów.
OdpowiedzUsuń- Skoro też są inni, to dlaczego tak bardzo się zawzięli na mnie i na mnie podobnych? - spytała, sącząc kolejny łyk trunku.
Już jako nastolatka musiała pozbyć się złudzeń, że świat jest dobrym i bezpiecznym miejscem. Ucieczka przekreśliła jej plany na przyszłość, dziewczyna nie mogła nawet być pewna, czy doczeka jutra, nie mówiąc o tym, co będzie za rok czy za dziesięć lat. Dla niej to była zupełna abstrakcja.
Wziął od niej zdjęcie, nie dość że było nie wyraźnie to jeszcze sam nie za dobrze widział od tego szajsu który mu wstrzyknęli.- hmm....trudno powiedzieć - mruknął cicho, dobra nawet gdyby znał to i tak by nie powiedział bo nie dostał tego co chciał.
OdpowiedzUsuńPrzetarł oczy i jeszcze raz zerknął na zdjęcie po czym odłożył je na stół.- nie wiem..- rzucił z cieniem uśmiechu spoglądając na nią.
Podparł głowę na ręce, czekając co zrobi dalej kobieta.
Alice zdawała sobie sprawę, że jej zdolności są niebezpieczne, tym bardziej, że nie do końca potrafiła nad nimi zapanować. Gdy się bała lub denerwowała, często uwalniały się samoistnie. Czasem tylko powodując dość niewinne szkody, jak zmiana miejsca położenia jakichś przedmiotów czy spadanie książek z półek, a czasem nawet pojawienie się ognia czy pękanie ścian budynków. Starała się nauczyć kontrolować, ale nie było to łatwe.
OdpowiedzUsuń- Nigdy nie chciałam nikogo skrzywdzić rozmyślnie. - rzekła, myśląc przede wszystkim o Julie. - A oni mimo to wciąż mnie nękają. Nigdy nie zaznam spokoju.
Mówiąc to, poczuła, że po jej policzku spływa pojedyncza łza. Rzadko kiedy zdarzało jej się rozkleić, zawsze starała się być twarda. Nie miała pojęcia, czemu teraz nagle wzięło ją na rozmowę, skoro zwykle temat swoich zdolności kwitowała pełnym urazy milczeniem.
Obserwował ją uważnie, coś czuł że to się nie ciekawie skończy.
OdpowiedzUsuńPo uderzeniu, stęknął cicho...zabolało to fakt.
Odsunął się i w pierwszym momencie nic nie robił, jakby w ogóle nie zauważył tego. Jednak zaraz szarpnął gwałtownie rękoma i spróbował wstać, a łańcuch zatrzeszczał w proteście, trochę więcej siły i może by to zerwał.
Wbił w nią ślepia które przez wściekłość jakby błyszczały własnym blaskiem, ale raczej było to złudzenie.
- Oberwiesz za to - wycedził cicho, zerknął jeszcze raz na zdjęcie. To było głupie ale przez uderzenie o blat wróciła ostrość widzenia. Zaskakujące ale coraz szybciej mijały skutki środków.- Gdzieś widziałem, hmm...znam za dużo osób..- mruknął bardziej do siebie.
Rudowłosa wytarła sobie oczy. Przestała płakać, ale jeszcze przez dłuższą chwilę była roztrzęsiona. Parę książek spadło z półek, ale poza tym nic dziwacznego się nie stało.
OdpowiedzUsuń- Przepraszam za to. - mruknęła, wskazując na leżące na ziemi książki. - Tak właśnie się dzieje, kiedy się rozklejam. Najgorzej jest, kiedy się zdenerwuję.
Musiała się pozbierać. Rzadko płakała, właściwie prawie nie pamiętała, kiedy robiła to ostatni raz. Zawsze starała się grać przed wszystkimi i przed samą sobą, jaka jest dzielna i zaradna.
Dolała sobie jeszcze odrobinę alkoholu, mimo, że właściwie rzadko kiedy piła. Zwykle nie miała ku temu okazji, ani towarzystwa. Dlatego w kawiarniach zwykła sączyć coca-colę.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam ci w pracy? Często musisz wysłuchiwać takich jęczących kluch jak ja?
- Ktoś mi kiedyś powiedzaił że dzięki odwadze i bystrości można wyjść z największego gówna - rzucił w odpowiedzi na jej słowa o odwadze. Szarpnął lekko ręką, bo chciał unieść ją nieco.
OdpowiedzUsuńW zamyśleniu rozmasował kark, ale musiał się trochę pochylić przy tym.- Hmm...chyba w Palermo .- powiedział chociaż pewny nie był. Nie mógł sobie przypomnieć czy to akurat na pewno było to miasto.
- Przynieś mi papierosy - mruknął, musiał zapalić bo to mu zawsze jakoś pomagalo, dlatego właśnie gdy ktoś chciał czegoś się dowiedzieć od niego to przynosił mu paczkę i wtedy gdy był w humorze odpowiadał na pytania.
Umieścił papierosa w końciku ust gdy tylko odpalił go.
OdpowiedzUsuńZaciągnął się dymem, który po chwili wypuścił z płuc. Patrzył na szary obłok dopóki ten nie zniknął. Przymknął oczy, musiał ruszyć myślenie co było ciężkie przez otępienie.
Nie odzywał się dość długo, gdy sobie przypomniał to i tak nie odzywał się bo w końcu zdradzał jej informacje które były mu potrzebne, mógł też skłamać i to nie wydało mu się głupim pomysłem.- Trzy miesiące temu - odpowiedział spokojnie, patrząc na nią zaskakująco pustym wzrokiem.
Alice czuła się nieco zawstydzona, że ujawniła swoje uczucia i w dodatku pozwoliła, by jej moce dały o sobie znać. Co prawda nie spowodowała nic złego, a jedynie zrzuciła kilka książek, ale zawsze była zestresowana, żeby jej zdolności się nie wydały przed ludźmi. Na przykład, żeby podczas spaceru po mieście ni stąd ni zowąd nie podpaliła czegoś albo nie podniosła jakiegoś samochodu wzrokiem. Co prawda poczyniła znaczne postępy i coraz rzadziej traciła kontrolę, nie mniej jednak było jej trudno. Tym bardziej, że była poszukiwana i robiła wszystko, by uniknąć złapania.
OdpowiedzUsuń- Cieszę się, że ci nie przeszkadzam... Wiesz, dawno nie spotkałam się z takim podejściem do mnie. - powiedziała, sącząc kolejny łyk alkoholu.
Zapiekło ją w gardle, ale nie zwróciła na to większej uwagi. Właściwie dawno nie miała okazji z nikim rozmawiać, nie mówiąc o tak osobistych wyznaniach.
-Nie dziwię się, anioły które znam, mają małą awersję do takich jak ty.- powiedziała szczerze. Wiele aniołów, wywyższało się ponad innych traktując, większość ras, za coś nie godnego chodzenia po ziemi. Na szczęście, ostatnimi czasy nie widziała owych skrzydlatych. Skręciła w kolejną uliczkę. Zaraz miała się zatrzymać, były blisko.- W odosobnieniu?- powtórzyła zastanawiając się nad jej słowami.- Muszę przyznać, że ja również żyłam tak przez wiele lat, jednak na dłuższą metę, nie wytrzymałam, brakowało mi towarzystwa, co w moim wieku jest dziwne.- uśmiechnęła się lekko do kobiety.
OdpowiedzUsuńSamochód zaczął zwalniać, by w końcu stanąć. Wyłączyła silnik.- To tutaj.- stwierdziła, przyglądając się okolicy, która nie wyglądała na najprzyjemniejszą. Jednak nie odczuwała strachu, rzadko kiedy to robiła. Wyjęła kluczki ze stacyjki, wysiadając z samochodu. - Idź przodem, masz w tym większą wprawę.- powiedziała wskazując głową na kobietę.
[Cieszę się ;). Nie umiałam się zdecydować, więc mam więcej zdjęć niż tekstu. I wgl mam do kitu tę KP, ale jakoś nie mam weny na nową ^^]
OdpowiedzUsuńAlice była rozdzierana sprzecznymi uczuciami. Z jednej strony pragnęła zrozumienia, a z drugiej, wcale nie było tak łatwo pozbyć się swej nieufności i nerwowości, nieustannie podsycanej przez ostatnie kilka lat. Od tego ciągłego ukrywania się zaczęła popadać w paranoję i wszędzie węszyła jakiś spisek, co bardzo utrudniało jej funkcjonowanie w społeczeństwie. W dodatku czuła się wyobcowana przez swoje zdolności. No i przebywała w budynku jednej z organizacji, których tak bardzo nienawidziła i którym w ogóle nie ufała. Niby nigdzie jej nie zamknęli ani nic, ale i tak nie zamierzała im ufać.
Kiedy kobieta podsunęła jej owoce, złotooka chętnie się poczęstowała. Była już dość głodna.
- Dzięki. - powiedziała cicho, po czym przez chwilę rozmyślała, wpatrując się w okno. - Po prostu jestem dziwadłem. Odmieńcem. A normalni ludzie nie lubią takich wybryków natury jak ja.
Westchnęła cicho, wspominając, jak nawet jej właśni rodzice traktowali ją podle, ponieważ miała nadprzyrodzone zdolności, których nie rozumieli i których się bali.
Punkt widzenia Alice był ukształtowany przez świat, w którym żyła. A skoro świat uważał ją za odmieńca, ona sama także zaczęła uważać się za odmieńca. Ludzie z reguły bali się nieznanego, a jej moce były dziwne i niepokojące. Gdyby złotooka była zwyczajną dziewczyną i spotkałaby kogoś z mocami, pewnie też by się bała.
OdpowiedzUsuń- Ja... nie wiedziałam... - powiedziała cicho, przetrawiając zasłyszane informacje. Po dzisiejszym dniu jej poglądy na świat musiały ulec gruntownym zmianom. Jeszcze wczoraj nigdy by nie uwierzyła w istnienie elfów, czarownic czy wróżek. Takie stworzenia istniały tylko w bajkach i nigdy by nie pomyślała, że może w tym tkwić jakieś ziarno prawdy.
- Jestem po prostu zwyczajną dziewczyną, która jakimś cudem dostała dziwne moce. Ale ludzie niestety nie lubią odchyłów od normy. Może dlatego to całe twoje biuro się tak na mnie zawzięło. - powiedziała po chwili, zamyślając się.
[Dziękuję.
OdpowiedzUsuńZależy czym zajmuje się wydział, w którym pracuje Florence. Jeżeli prowadzą jakieś działania w terenie, Alanhil mogłaby być świadkiem/zupełnie przypadkowym uczestnikiem jakiejś akcji i zwrócić na siebie uwagę Twojej bohaterki.]
[Wybacz, że nie odpisuję, ale nie mam weny :( ]
OdpowiedzUsuńUsłyszawszy jak nazwała go frajerem, zdenerwował się nie na żarty. Dobiegł do niej ze zmarszczonymi brwiami i piorunami ciskanymi z oczu. Warknął coś do niej, jednak przez urywany oddech ciężko było zrozumieć co to było.
OdpowiedzUsuńGdy wreszcie przestało go palić w czarnych od smoły z papierosów płucach, odezwał się
-Ale ja z nikim się nie zakładałem -skomentował jej wywód z mizernych, aczkolwiek złośliwym uśmieszkiem. Przynajmniej miał lekko zaróżowione policzki i od razu mu było od tego ładniej. Od skończenia biegu, cały czas stał na lekko ugiętych nogach, podpierając się ramionami o kolana.
-Jestem beznadziejny... -mruknął niby do siebie, niby do czarodziejki.
-Jak ty to robisz, że tak się dobrze trzymasz. nawet moje skrzydła są mizerne.
Na potwierdzenie swoich słów rozłożył. Dla osób widzących je pierwszy raz nie wyglądały mizernie, a imponująco. Jednak czarownica już je widziała i mogła zobaczyć, że lśnią dużo mniej, maja dużo więcej czarnych piór i są jakieś takie... Raczej mierne.
Wyznaczeni agenci pakowali ciała zmarłych agentów detonując kolejne ładunki w pobliżu fabryki. Nie mogli jeszcze wkroczyć. Demony, a dokładniej przedstawiciele gatunku Khergisul były wredne, paskudne i przede wszystkim cholernie trudne do złapania o czym nie raz się Lucius przekonał. Najpierw było trzeba się pozbyć tzw. korzeni, a dopiero potem mógł wpuścić ludzi do fabryki by pozbyć się cholerstwa. Właśnie po to służyły te wybuchy. Cholera jedna wiedziała jak głęboko w ziemi ten Khergusil miał swe pożerające energię macki. Mogły sięgać nawet aż do jądra Ziemi co nie było zbyt ciekawą sytuacją.
OdpowiedzUsuń-Szefie! Te macki są aż z dobre dwa kilometry pod ziemią. Będzie trzeba użyć Mini Atomówki.
Jedna z agentek - specjalistka od badań - odezwała się podchodząc do wozu szefa. Oczekiwała jego decyzji.
-Zróbcie odwierty do macek i umieśćcie te bomby. Zabezpieczenie dobrze. Nie chcemy promieniowania.
Po chwili odwrócił się w kierunku szefowej innego wydziału. Zmierzył ją wzrokiem. Lekko przekrzywił głowę w prawo i pokręcił nią z politowaniem.
-Kobieto. Trzymaj się swojej pracy i się nie wpierdalaj.
Witam. Pragnę serdecznie zaprosić na forum ogólnotematyczne z Pretty Little Liars w tle. Znajomość serialu nie jest potrzebna. Proszę także nie zrażać się niską liczbą użytkowników i wiadomości - dopiero zaczynamy. Dlaczego więc powinieneś dołączyć? Ponieważ na tym forum pielęgnowana jest atmosfera, która sprawia, że każdy czuje się dobrze. Jeśli dołączysz i zaprosisz kilku znajomych, to na pewno już wkrótce forum rozkwitnie!
OdpowiedzUsuńhttps://gotsomesecrets.fora.pl/